Jakiś czas temu miałam okazję wysłuchać bardzo ciekawej konferencji na temat duchowości redemptorystowskiej. Została mi z niej m.in. historia, o tym jak św. Alfons Liguori nakazał we wszystkich „swoich” domach zakonnych wstawiać w widocznym miejscu zegary, żeby bracia nie marnowali czasu. Sam podobno miał zwyczaj co kwadrans przerywać swoją pracę, by westchnąć do Pana Boga czy się pomodlić.
Przy okazji tekstu o modlitwie małżeńskiej, zapytałam Obserwujących moje konto na Instagramie, czy modlą się ze współmałżonkiem. Jedną z możliwych odpowiedzi było: „tylko aktami strzelistymi”, co zachęciło niektórych do wyrażenia krytycznych opinii na temat takiej formy modlitwy. A mnie wracał przed oczy św. Alfons, który co kwadrans przerywał pracę, by skierować myśli ku Bogu. I choć rozumiem oburzenie niektórych znajomych z tzw. kato-świata i zwracanie mi uwagi, że przecież takie akty strzeliste, jak: „Boże, co za człowiek z tego mojego męża!”, to bardziej wymawianie imienia Pana Boga nadaremno niż modlitwa, ale jednak osobiście wolę dostrzegać w nich potencjał zawierzenia i zaufania, że jest Ktoś, kto jest większy niż nasze ludzkie ograniczenia, do którego zawsze i ze wszystkim mogę się zwrócić 😉
Sama bardzo mocno odnajduję pokój w tym, gdy potykając się o rozmaite artefakty prozy życia (irytacje, zamyślenia, spóźnienia, zmęczenie, gniew, chaos, radości, obawy), staram się świadomie uwrażliwić na Obecność Pana Boga. Lubię westchnąć werset psalmu, gdy wracam z zachwytem przez park i poprosić o zalew cierpliwości aktem strzelistym, gdy po raz kolejny maluch wywali zawartość talerzyka na wypraną niedawno kanapę.
Czas przeżyty przy Panu Bogu nigdy nie jest zmarnowany. Gdzieś u kard. Rysia przeczytałam myśl: „Liczy się to, kim jesteś dzięki relacji z Bogiem, a nie to, co robisz”. Ergo – liczy się ta relacja, bo jeśli ona jest, to nawet bez wielkich dzieł ewangelizacyjnych, ona będzie jaśnieć w świecie nadzieją. A jak budować tę relację? Zwracając swoją uwagę na Jego stałą Obecność przy nas. Tak szybko – nomen omen! – o tym zapominamy.
Fot. Pixabay