Tłusty czwartek.
Czytam liturgię dnia, a tam, co krok „NIE”.
NIE polegaj na swych bogactwach… (Syr 5, 1)
NIE daj się uwieść żądzom…” (Syr 5,2)
NIE mów: Któż ma nade mną panować?… (Syr 5,3)
Szczęśliwy człowiek, który NIE idzie za radą występnych… (Ps 1)
Przyjmijcie słowo Boże NIE jako słowo ludzkie… (Por. 1 Tes 2, 13)
Gdy wszyscy o cukrze, o smakołykach, o słodyczy – Pan Bóg o soli.
Jakie to Boże.
Ale może właśnie na finał (albo raczej: w ciągu) karnawałowej rozpusty potrzebujemy szczególnie tego przypomnienia.
Szczęście to nie obfitość pustych kalorii na wyciągnięcie ręki.
Szczęście to wykwintna uczta, której składniki są skomponowane ze smakiem i umiarem.
Szczęście jest wtedy, gdy wskazówki i dobre rady (czasem brzmiące jak zakazy!) są dla mnie jak przepisy Szefa Kuchni z Najlepszej Restauracji Świata z jego osobistego dziennika doświadczeń kulinarnych, a nie jak Duchowy Kodeks Karny.
Ewangelia, w której Jezus zaleca uczniom unikanie okazji do grzechu (Mk 9, 41-50) kończy się słowami: „Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą”.
I tak sobie myślę, że jest to bardzo pokrzepiające:
soli naprawdę nie trzeba wiele, by potrawa smakowała.
Daję Słowo – nawet szczypta kontaktu z Jego Słowem wystarczy, byś poczuł różnicę w swoim życiu.
Fot. Pixabay
Trzeba jednak uważać, bo się może okazać, że owa wykwintna potrawa będzie bardzo droga i będzie nas stać tylko na jeden kęs. A potem trzeba będzie poszukać czegoś taniego, ale dobrze zapychającego żołądek!
Albo nie zauważymy w niej smaku z powodu nadmiaru wykwintności i kombinatorstwa. Chociaż ja jestem specyficzny, bo wolę zjeść całą marchewkę/kalarepę/kalafiora, niż sałatkę z nich.
Pozdrawiam.