Dobry jak chleb

Jednym z moich najmilszych wspomnień z dzieciństwa jest widok Babci Czesi krzątającej się po kuchni. Są wakacje, mogę spać do woli, chociaż formalnie jestem „na służbie” (niby laba, ale mam Babci pomagać we wszystkim, o co mnie poprosi). Ale jest jeszcze rano, słońce dopiero przedziera się przez zasłony. Babcia krząta się po kuchni, wyjmuje bochen chleba z siatki i już po chwili pomieszczenie wypełnia znajomy aromat. Zaraz będzie intensywniejszy, jeszcze tylko chwila na znak krzyża nożem i na deskę pada pierwsza pajda.

Każdy okruch jest dobry

Ta scena wróciła do mnie z całą mocą wzruszeń – dziś, we wspomnienie św. brata Alberta. Pewnie przez ten chleb, który Babcia tak szanowała i czciła. Ale nie tylko. Może nawet bardziej przez to, że swoją życiową postawą Babcia uczyła mnie, że każdy okruch jest dobry. Nie tylko w sensie jedzenia. Babcia niejeden raz pokazywała mi, że każda drobina życzliwości, miłości, przyzwoitości jest ważna i potrzebna. Buduje. Wzmacnia. Cieszy. I to między innymi Ona pielęgnowała we mnie przekonanie, że liczy się każdy człowiek, a już najbardziej ten biedny, bezbronny i słaby. Była jedną z miliardów cichych, zwykłych świętych. Ziarenkiem bożej pszenicy w historii świata.

Wartość postu

Często dziś narzekamy na pędzący świat. Zauważamy ze zdziwieniem, że chociaż coraz więcej mamy, to wcale nie jesteśmy bardziej szczęśliwi. Nadmiar sprawia, że nie potrafimy docenić wartości tego, co najprostsze, co jest esencją. Nie inaczej jest z jedzeniem. Ta myśl często wraca do mnie, gdy podejmuję się postu o chlebie i wodzie. Głód pozwala docenić smak zwykłego chleba. Przy czym mój głód jest zawsze wyborem. A co czują ci, którzy nigdy nie zaznali sytości, bo nie mieli takiej możliwości?

Post – nie tylko od święta – uwrażliwia nasze serca, a przez to wyostrza nasze zmysły. Dzięki niemu można wreszcie zobaczyć głodnych, usłyszeć spragnionych, poczuć bezdomnych. Tyle, że nie byłoby dobrze, gdyby pozostać tylko na tym, co się poczuje. Za tym musi pójść decyzja, by zrobić coś konkretnego z tym, czego się doświadczyło.

Czym się karmisz, tym się stajesz

W centrum naszej liturgii jest kawałek chleba. Prosty, zwyczajny, maleńki, a jednocześnie z tak wielką mocą sycenia głodu. Tego pierwotnego: głodu Miłości.

Nie od dziś wiadomo, że jesteś tym, co jesz. Więc jedzmy Pana Boga na potęgę. Tylko wtedy będziemy mieć siły, by złem na zło nie odpowiadać, by nie pragnąć swego, by przebaczać, by kochać nieziemsko. A jeśli Ten Chleb ci spowszedniał, spróbuj za Nim zatęsknić. Serio. Może to trochę przewrotne, ale takie mam właśnie doświadczenie. Mnie wystarczyła jedna Eucharystia bez Komunii, by poczuć dojmującą tęsknotę i głód.

Brat Albert mówił: „Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Jedzmy więc ten Najlepszy z Chlebów, byśmy choć żytnimi kajzerkami potrafili być 😉

 

// Zdjęcie tytułowe na stronie głównej pochodzi z serwisu Pixabay.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *