„Zapomniałem o pierwszym piątku, mamo” – wzdycha mój ośmioletni Syn, wchodząc do kuchni. Upaprana mąką żytnią, odganiając nogą najmłodszą latorośl od karmy dla kota, nieszczególnie mam ochotę na rozmowę o kwestiach duchowych, ale słyszę w głosie Borysa nutę frustracji. „Zdarza się najlepszym, Słonko” – rzucam, mając płonne nadzieję, że to zamknie temat. „Wiem, ale ja potrzebuję pogadać z księdzem”. Oho, czyli grubsza sprawa. Duchowa.
Nie ma reguł
Mamy czwórkę dzieci – najstarszy, ośmioletni syn kilka miesięcy temu przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej (tzw. wczesnej), najmłodszy skończył właśnie 7 miesięcy. My, rodzice, pielęgnowanie dziecięcej duchowości każdorazowo rozpoczynaliśmy zawsze od tych samych elementów: chrzest, własny przykład i wspólna modlitwa rodzinna. Szybko jednak przekonaliśmy się o słuszności powiedzenia, że ile ludzi, tyle dróg do Pana Boga. Choć od początku życia otaczamy dzieci takim samym kokonem duchowej troski, to każdy z nich ma inną wrażliwość, inne potrzeby i inne predyspozycje. Z biegiem czasu wymaga to od nas coraz większej indywidualizacji podejścia.
Duchowość niemowlaka
Ale startujemy zawsze z tego samego pułapu. Od modlitwy. Od pierwszego dnia życia. To jasne, że takie maleńkie istoty to dla nas, dużych, najlepsi przewodnicy wiary. Tak. Przewodnicy. Jestem głęboko przekonana, że Pan Bóg nie przypadkowo przyszedł na świat jako bezbronne niemowlę. Taka malutka istota nie zakłóca w żaden sposób nieustającej modlitwy Ducha Świętego, który bez słów wielbi Najwyższego w głębi człowieczego jestestwa. Żadnych rozkmin, handlu, gadulstwa. Czysta miłość, ufność i zawierzenie. Ty, rodzicu, tylko nie przeszkadzaj, co najwyżej … adoruj 🙂 W taki sposób postrzegamy każdego naszego malucha, stawiając go (dosłownie: kładąc) w centrum naszej rodzinnej modlitwy.
W praktyce oznacza to, że dzidziuś od pierwszego dnia obecności w naszym domu bierze udział w wieczornej modlitwie. Najpierw siadamy wszyscy przed krzyżem, by opowiedzieć i wyrazić wdzięczność za konkretne przeżyte w danym dniu sytuacje, a potem, gdy odmawiamy wspólne „Ojcze nasz”, klękamy, a niemowlę ktoś z nas bierze na ręce i przytula do serca. Najtrudniej było nam zacząć taką wspólną modlitwę, gdy na świat przyszedł Pierworodny. Chociaż mieliśmy za sobą już kilkuletnie doświadczenie modlitwy małżeńskiej, to jednak czuliśmy się trochę nieswojo, klękając do modlitwy specjalnie z niemowlakiem. Jednocześnie mieliśmy w sobie głębokie przekonanie, poparte osobistym doświadczeniem, że nic tak dobrze nie robi modlitwie jak wytrwałość i konsekwencja. Od ośmiu lat niemal każdy wieczór w naszej rodzinie wygląda tak samo. Na hasło: „Zapraszamy do modlitwy!” wszyscy schodzimy się do centrum naszego domu, by razem podziękować za kolejny podarowany dzień.
Ponieważ maluchy mają ograniczoną zdolność koncentracji, to ta nasza modlitwa siłą rzeczy jest zazwyczaj krótka i konkretna, każdorazowo dostosowana do ich możliwości, a nie naszych pragnień. Niemowlak w centrum często rozprasza, a jeśli jeszcze trafimy na kolkowe epizody, to bywa, że to spotkanie z Panem Bogiem bardziej przypomina gorzkie żale niż ekstatyczne uwielbienie. Przyjmujemy to jednak z pokorą, starając się za każdym razem pokazać dzieciom, że w obecności Pana Boga możemy stawać w każdym stanie. I zawsze zostaniemy przyjęci z radością i miłością. Niezależnie od słów, które wypowiadamy.
Katecheza
Nie mamy żadnych wątpliwości, że póki co największy wpływ na życie duchowe naszych dzieci ma nasz osobisty przykład. Chociaż starsi uczestniczą w katechezie już od przedszkola, to i tak to, co mama i tata powiedzą, wciąż (jeszcze) pozostaje dla nich głównym wyznacznikiem wiary. Dzieciaki są fantastycznymi obserwatorami, a „gumowe uszy” usłyszą każdą szeptaną przez mamę koronkę. Nasze maluchy widzą nas w różnych sytuacjach modlitewnych – a to gdy przygotowujemy się do spowiedzi, a to gdy odmawiamy brewiarz czy czytamy Pismo Święte, a to gdy uczestniczymy w rekolekcjach. Przyznam, że mam wiele radości, ot, choćby teraz, w trakcie odmawiania pompejanki, gdy jeden czy drugi wpada do mnie do kuchni dołączyć „na jedną dziesiątkę”, żebym „nie czuła się sama”. Mam świadomość, że dzieci uważnie patrzą, czy naprawdę żyję tym, co wyznaję. Kogo stawiam na pierwszym miejscu, jak przestrzegam przykazań, ile jest we mnie konkretu miłości do siebie i bliźniego, a ile słów bez pokrycia. Dzieci nie mają zahamowań, by wytknąć dorosłemu hipokryzję. I chwała za to Panu! I im 😉
Wiara rodzi się ze słuchania
Przez te osiem lat pielęgnowania rozwoju duchowego najmłodszych członków rodziny dostrzegam też ogromne znaczenie tego, co słyszą na co dzień. I nie chodzi wyłącznie o to, czy mają szansę nie tylko doświadczyć, ale też tak po prostu usłyszeć, że są kochane, upragnione, cenne w oczach Pana Boga i naszych. Widzę w naszych maluchach ogromny głód rozmowy o sprawach Bożych i staram się go jak najlepiej zaspokajać. W naszej codzienności nie brakuje więc rozmów o Piśmie Świętym, o wątpliwościach, smutkach i radościach związanych z doświadczaniem wiary. Borys dociekliwie dopytuje o szczegóły dotyczące czytań ze Starego Testamentu, Nadia zazwyczaj konfrontuje mnie z treściami przyniesionymi ze szkolnej katechezy, a Iwan chciałby wiedzieć, czy w Niebie będą lizaki w kształcie chmurek. Nie na wszystko mam odpowiedź, ale zawsze staram się usłyszeć, co mają w danym temacie do powiedzenia oni. Wierzę, że to buduje między nami przestrzeń zaufania, tak potrzebną, by poruszać się w intymnym świecie wiary.
Nasz dom jest też pełen muzyki, a ja wyraźnie widzę, że ma ona niebagatelne znaczenie w rozwoju duchowym naszych dzieci. Na rynku jest ogrom dobrej, wartościowej, zróżnicowanej gatunkowo muzyki chrześcijańskiej, którą można otulać małe uszy. I to naprawdę procentuje. Nie bez przyczyny Iwan zyskał jakiś czas temu ksywę DPŁ (od: Dziecko Pełne Łaski). Repertuar zespołu „Owca” posługującego na dominikańskich Weekendach Pełnych Łaski zna jak własną kieszeń i swój dzień rozpoczyna zazwyczaj od donośnego odśpiewania „Tato nasz„. Patrząc na niego, nie mamy zresztą żadnych wątpliwości, że: „Prawda taka jest, że ten uśmiech to po Tacie mam” 🙂 A on, wyśpiewując owcowe chwały, jest naczelnym ewangelizatorem naszego bloku 😉 W ogóle nasze dzieciaki co krok znajdują stosowne fragmenty swoich ulubionych piosenek, by je odśpiewywać jako komentarz do niedzielnych czytań czy poruszanych tematów. Nie dalej jak wczoraj Nadia żaliła się braciom na kolegę z klasy, który ją jakimś przezwiskiem uraził, na co bracia chórem ryknęli tekst z piosenki Małego TGD: „uraza to zaraza, co w głowie robi źle!”. Muzyka ma ogromny potencjał katechetyczny, warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy nam, rodzicom, brak słów 😉
Nie finał, a etap
Borys, jako pierwszy z naszej gromadki, kilka miesięcy temu przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej. Uroczystość tę poprzedziło roczne przygotowanie, prowadzone przede wszystkim przez nas, rodziców, i kapłana opiekującego się naszą wspólnotą. Był to bardzo ważny dla nas wszystkich czas i cudownie jest teraz patrzeć, jak piękne owoce przynosi. Borys z coraz większym zaangażowaniem buduje własną, żywą relację z Panem Bogiem. Przykładem jest choćby jego osobista troska o spowiedź, z której skwapliwie i z radością korzysta.
I choć wraz z przyjęciem Pana Jezusa Eucharystycznego do serca zaczął bardziej samodzielnie poruszać się w kwestiach wiary, nie oznacza to, że automatycznie puściliśmy go samopas na duchowe szlaki. Mamy raczej poczucie jakbyśmy my, rodzice, stali na brzegu jeziora, na którym nasz syn właśnie przygotowuje się do wypłynięcia na głębokie wody. Jeszcze się uczy, jeszcze bardziej brodzi przy brzegu niż pływa, jeszcze czasem zdarza mu się wyskoczyć z łódki i do nas podbiec z pytaniem czy wątpliwością… Ale z drugiej strony widzimy, że już sam naciąga liny i przygotowuje omasztowanie, rozgląda się za własną załogą i tęsknie spogląda za horyzont. Wiemy więc, że będziemy go mieć przy sobie już tylko przez chwilę. Jeszcze co prawda nie jest gotów, by podciągnąć kotwicę i odpłynąć w siną dal. Jeszcze potrzeba mu trochę wskazówek z obsługi kompasu i łatania sieci. I po to właśnie stoimy na brzegu. Niemniej, już za kilka lat wyruszy na dobre i wtedy pozostanie nam wrócić do domu i trwać w nim jak na latarnię przystało. Teraz jednak potrzebuje nas bliżej, tak na wyciągnięcie ręki.
Mówi się czasami, że bierzmowanie jest dla młodzieży sakramentem pożegnania z kościołem. W tym kontekście Pierwsza Komunia Święta bywa ostatnim wydarzeniem, w trakcie którego dziecko i rodzic spotykają się w przestrzeni duchowej. Warto zawczasu sprzeciwić się takiej myśli i nie zostawiać kilkulatków z ich kiełkującą wiarą samym sobie. Dzieci potrzebują nas, dorosłych i naszego przykładu. Nie (tylko) przez rok przygotowań do komunii, nie (tylko) przy okazji świąt i pogrzebów. Stałość, wytrwałość i cicha obecność umacniają każdą więź. Nie tylko tę naszą z Panem Bogiem. Nie zaprzepaśćmy tej szansy. Ani zadania.
Widocznie ma Pani wyjątkową rodzinę i sama jest wyjątkowa – a najstarsze dziecko jest jeszcze na tyle małe, że szkoła nie jest dla niego męczarnią.
Norma wygląda tak: 1 Komunia jest w MAJU, co oznacza, że miesiąc później zaczynają się wakacje, a we Wrześniu zaczyna się „zwykła, codzienna młocka”.
„Pierwszy piątek” zrobiłem raz, może dwa razy. a jakby mnie kto potem namawiał – otrzymałby surowe pouczenie, że „nie mam na to ani czasu ani sił”. Zwłaszcza, że w szkole właśnie czwartki i piątki miałem najcięższe.
Pozdrawiam.
Znam ich osobiście, potwierdzam, wyjątkowa rodzina, wyjątkowa mama. Co ciekawe, mają wielu wyjątkowych przyjaciół i znajomych.
Może nie na etapie dzieci pierwszokomunijnych, ale już starszych klas podstawówki szkoła faktycznie potrafi dzieci wymęczyć. Do programów wciąż się coś dokłada, tygodniowa ilość lekcji na danym poziomie nauczania rośnie niemal z roku na rok. Ale za szkolną mordęgę dzieci w znacznej mierze odpowiadają też niezdrowe ambicje rodziców. Zadaniem rodziców jest odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest ważniejsze, co mniej ważne w życiu rodziny: czas dla bliskich i czas dla Boga, czy najlepsze oceny na świadectwie. Wybór zawsze ma ten mniej miły aspekt, jakim jest rezygnacja z czegoś (nawet skądinąd dobrego, pożądanego) – bo istotnie mamy ograniczony czas, siły, możliwości.