Całkiem inny adwent – groźba czy obietnica?

Paradoksalnie ten dziwny rok przyzwyczaił nas już troszeczkę do tego, że nic nie jest pewne, a nasza rzeczywistość dalece odbiega od tego, do czego się przyzwyczailiśmy. Święta Wielkanocne były inne niż zawsze i wszyscy naokoło podkreślają, że i te nadchodzące – Bożego Narodzenia – będą różnić się od tych, które przeżywaliśmy dotychczas. Trudno więc zakładać, że adwent uniknie pandemicznych zawirowań. Na pewno inne będą roraty, msze, rekolekcje. A my sami?

Wydaje mi się, że warto jeszcze przed rozpoczęciem tego okresu poświęcić kilka chwil, by zastanowić się nad własnym stanem ciała i ducha. Z mojego skromnego doświadczenia wynika, że szansa na to, że adwentowy czas nam się nie roztrwoni, jest o wiele większa, jeśli na początku uświadomimy sobie, z jakiego punktu startujemy i gdzie się wybieramy. Mnie zawsze dobrze robi, jeśli daną podróż sobie choć w ogólnym zarysie zaplanuję. Jasne, że to będzie droga i ona niekoniecznie doprowadzi nas tam, gdzie chcemy. Ale mając jakiś punkt odniesienia, łatwiej nam będzie podjąć trud autorefleksji. A ta zawsze przynosi owoce.

Zaczynamy

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek w swoim życiu rozpoczynała rok liturgiczny tak przytłoczona: chaosem, grzechem, zniechęceniem, hałasem, zmęczeniem, frustracjami itd. To, czego doświadczamy od dłuższego czasu w kościele i w naszym społeczeństwie, wzbudza we mnie tylko jedno pragnienie: ciszy. I myślę, że o to będę przez najbliższe tygodnie zabiegać na różne sposoby. Czy inaczej niż w ubiegłym roku? Pewnie że tak! Zmienił się przecież świat wokół mnie i ja się zmieniłam. Możliwości doświadczania ciszy i spotkania z Panem Bogiem też są nieco okrojone ze znanych i sprawdzonych form. Cel jednak pozostaje wciąż ten sam: zrobić Mu miejsce. Dać przestrzeń do tego, by to ON się wypowiedział. Wiem, że muszę to mieć ciągle przed oczami swojego serca, bo siedząc w domu i spoglądając nerwowo w internetowe okno na świat, łatwo mi ulec pokusom zniechęcenia i gnuśności.

W drogę

Planując nasze najbliższe tygodnie, uświadomiłam sobie jednak jedną, istotną rzecz. Zgnębiona ogólnospołecznym napięciem, zmęczona mniej lub bardziej formalnym lock-downem nie mam ani sił fizycznych, ani ochoty (!) na wielką walkę duchową. Nie. A to dla mnie jasna wskazówka, by nie brać pod uwagę maratonów, wspinaczek wysokogórskich ani sprintów. Krótko mówiąc, oprócz ciszy, nastawię swoje wewnętrzne radary na wszystko to, co mnie buduje, podnosi na duchu i napełnia wewnętrznym pokojem. W najbliższych tygodniach będą więc z uporem maniaka i bez wyrzutów sumienia szukać prostych radości i małych nadziei. Będę sobie przy nich siadać i je kontemplować, ot, po prostu, ciesząc się nieogarnioną kreatywnością Bożego Stworzenia. Tych radości i tych nadziei jest wokół nas bez liku, ale nasze wirtualne ekrany bardzo mocno ograniczają nam horyzont spojrzenia. Będę więc wypatrywać najmniejszych przejawów realnego dobra, będę celebrować urwane codzienności chwile zachwytu nad tym, co piękne, będę nasłuchiwać śmiechu bliskich i dalszych. Tak. To będę robić. A przynajmniej taki mam plan 😉 Nie będę za to prężyć muskułów, by udowodnić sobie po raz kolejny, że jestem gotowa do poświęceń i wyrzeczeń – choć nie zamierzam wcale unikać trudów i wysiłku. Po prostu w tym roku wiem, że potrzebuję położyć akcent na ciszę i …radość.

Utartym szlakiem

Dla naszej rodziny adwent jest czasem szczególnym, a obserwowanie jak dzieciaki coraz bardziej świadomie go wyczekują i jak wiele z naszych domowych rytuałów pamiętają – już na wejściu wzbudza we mnie wielką nadzieję, że to będzie wspólna, dobra podróż 🙂

Zamierzamy przejść ją niespiesznie.

Przystanki wyznaczy nam tradycyjny, wspólnie wykonany kalendarz adwentowy. W centralnym punkcie naszego domu wisi sznurek, na którym prezentują się światu prace dzieciaków, miłosne liściki albo okazjonalne śmieszne transparenty (a co! pod katolickimi strzechami też jest miejsce na zabawne memy wypisywane na kawałkach tektury ;-)). Przez najbliższe tygodnie będzie tam wisieć 26 kopert, które właśnie namiętnie produkują nasze dzieciaki. Koperty wypełnimy … słodyczami. Tak! Słodyczami. Bo są u nas towarem reglamentowanym i w najprostszy sposób wprowadzającym młodzież w błogostan 😉 Oprócz małego co nieco, każdego dnia z koperty wyciągać będziemy puste paski papieru. Po obiedzie wszyscy członkowie rodziny będą na nich zapisywać (lub wymalowywać w przypadku najmłodszych) coś dobrego o wybranej osobie. Jeśli dobrze pójdzie – powstanie nam z tego niezłe sianko dobrych myśli, które włożymy do naszej stajenki, by przez całe święta (a może i dłużej) przypominało nam, że dobrego Boga najłatwiej nam obserwować w dobroci drugiego człowieka.

Będzie też lektura adwentowa – ta bardziej i ta mniej duchowa. W ubiegłym roku fantastycznie sprawdziło nam się wieczorne, wspólne czytanie książek. Po modlitwie siadaliśmy na podłodze i jedno z nas, rodziców, czytało każdego dnia jeden rozdział. Śledziliśmy wówczas przygody dzielnego myszka Winstona, który nieustraszenie ratował święta*. Emocji było bez liku 🙂 W tym roku zamierzamy towarzyszyć młodemu prosiakowi Rufusowi, który po ucieczce z transportu do rzeźni (nieźle się zaczyna, nie?) musi zmierzyć się z organizacją świąt w opuszczonym domu*. Ale oprócz pozycji przygodowych zdecydowaliśmy się także na książkę stricte o adwencie – tyle, że napisaną językiem zjadliwym dla najmłodszych, tzn. z 24 rozdziałami opowiadającymi, jak pewna rodzina przygotowywała się do świąt Bożego Narodzenia*. Śledząc spis treści i takie zachęcające tytuły jak: „Budujemy szopkę z Lego” albo „Ozdabiamy dom” – nie mam wątpliwości, jak spędzimy nieliczne „wolne” chwile w grudniu… 😉

Pod górkę

Nie zabraknie też postanowień, przy czym zakrojonych na miarę naszego obecnego samopoczucia i możliwości – zwłaszcza fizycznych. Powiedzmy sobie szczerze, edukacja zdalna, ciągłe siedzenie w domu, przerzucenie życia społecznego do świata online – sprzyja psychicznym napięciom i ogólnemu zmęczeniu. Zwłaszcza na małym metrażu. Roraty są genialne. Ale niewyspane śpiochy plus niewyspana-śpioch-matka to najprostszy sposób na ufundowanie sobie dniowej giga-katastrofy 😉

Postanowiliśmy więc, że w tym roku wyznaczymy sobie cztery zadania – po jednym na każdy tydzień adwentu. Wszystkie wiążą się z tym, że musimy poświęcić nasz wolny czas, by zrobić coś dla drugiego człowieka. I mamy wielką nadzieję, że uda nam się je zrealizować. Nie mamy ani krztyny wątpliwości, że jest nam to potrzebne, by serca uwrażliwiać i chronić przed podstępną znieczulicą. Pomni jednak doświadczeń z ubiegłych lat owe postanowienia sformułowaliśmy bardzo konkretnie i zaplanowaliśmy je już dziś. Hasło: „Będę odwiedzał starszych sąsiadów” jest świetne, ale w praktyce mało konkretne, a przez to łatwo odłożyć go ad acta. Przecież zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia.

Osobiste zmaganie

Adwent przeżywamy rodzinnie, ale dobrze wiemy, że do Bożego Narodzenia każdy z nas musi przygotować się osobiście. Dzieciaki jeszcze prowadzimy za rękę, ale jeśli sami nie będziemy szukać w tym czasie bliskości z Panem, to będziemy jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Nie tylko dla nich. Przede wszystkim dla siebie samych.

Zatem w planach na najbliższe tygodnie mamy rekolekcje i spowiedź. Wiemy, że te dwa punkty będzie nam pewnie najtrudniej zrealizować, bo zły będzie machał ogonem, byle tylko nas od konfesjonału i nawrócenia odgonić. Ale ta świadomość tylko utwierdza nas w determinacji, by o to szczególnie zadbać. Nikt nie zdobywa szczytów, ot tak, przypadkiem, przy okazji. Żeby coś osiągnąć, trzeba w to włożyć wysiłek. Więc, jeśli chcę, potrzebuję do Pana Boga się zbliżyć, to trzeba, bym się o to postarała. Świadomość, że Jemu wystarczą uchylone tylko odrobinę drzwi do mego serca, jest dla mnie nieodmiennie pokrzepiająca.

Wiem, że On widzi, że JEST nieustająco obok każdego z nas. Widzi bunt, cierpienie, zgorszenie, wściekłość, wstyd i to wszechogarniające zmęczenie. Kocha. Totalnie i w pełni. Więc wiem, że czeka na moje: „Marana tha!” i mnie w tym oczekiwaniu nie zawiedzie.

 

* Namiary na wspomniane we wpisie książki adwentowe:

https://www.zielonasowa.pl/jak-winston-uratowal-swieta-15810.html

https://www.zakamarki.pl/index.php/hurra-sa-swieta.html

https://wydawnictwo.pl/pl/p/Kalendarz-adwentowy/4828

 

// Zdjęcie na stronie głównej pochodzi z serwisu Pixabay

1 thoughts on “Całkiem inny adwent – groźba czy obietnica?

  1. Szukać prostych radości i małych nadziei… siadać przy nich i kontemplować je. Jaki dobry program dla zmęczonych! A jest nas pewnie sporo, o tak…Ale dziękuję za przypomnienie też o tych punktach programu znacznie trudniejszych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *