W oczekiwaniu

Pewnie nie umknęło Waszej uwadze, że w galeriach handlowych święta już się zaczęły. Światełka błyszczą, a z głośników sączą się klimatyczne piosenki.

Święta. Jak przykro

Właściwie już na starcie adwentu można się poczuć zirytowanym hasłem „idą święta”. Mnie w każdym razie drażni, kiedy obok zniczy widzę promocję na kolorowe bombki, a w kolejce do kasy muszę przez blisko dwa miesiące tonować zapędy moich milusińskich, którzy odczuwają nieodpartą chęć wrzucenia czekoladowych mikołajów i bałwanków do koszyka. Ten rozbuchany marketing strasznie przytłacza i – chcesz tego, czy nie – wchodzi pod strzechy. Jak nie drzwiami, to oknem. Złości mnie, że to popychanie nas do wydawania pieniędzy i budowania już od listopada „magii świąt”, okrada nas z chwil i wrażeń, których nie da się kupić za żadne pieniądze. Z tego wszystkiego, co wiąże się z prostotą, wytrwałością, cierpliwością, pokorą i niedosytem.

Ale Pan Jezus nie wzywa nas do biadolenia nad upadkiem ludzkich obyczajów i kultury świętowania, tylko zachęca, by samemu być znakiem. Więc co roku spinam duchowe muskuły i staram się szukać własnego sposobu, by w naszej rodzinie adwent był czasem radosnego oczekiwania. Od lat do lichej stajenki prowadzi nas więc droga, na której mamy kilka stałych przystanków.

Przygotowania

Muszę przyznać, że jest jeden plus tego, że choinki i bombki pojawiają się w przestrzeni publicznej w połowie listopada. Nie sposób przegapić adwentu! A to oznacza, że można się do niego … przygotować 🙂 Kupić (zrobić – w ambitniejszej wersji) wieniec adwentowy, zamówić adwentownik, zawczasu zagnieść pierniczki, zrobić kartki świąteczne, przemyśleć co i – przede wszystkim – po co chce się w tym czasie przeżyć, doczytać o symbolach tego okresu, porozmawiać, przemodlić swoje plany. Wszystko po to, by ten czas upływał nam jak najbardziej świadomie od pierwszego dźwięku „Marana tha!”, jaki wybrzmi w kościele.

Przygotowania są też ważne dlatego, że każdy adwent jest wyjątkowy. Zmienia się świat, zmieniamy się my, zmieniają się nasze rodziny. Możliwe, że coś, co było fantastyczne do tej pory, w tegorocznej konstelacji nie przyniesie dobrych owoców. Albo może po chwili refleksji okaże się, że chcemy spróbować czegoś nowego. U nas w tym roku po raz pierwszy pojawi się na przykład adwentowa lektura – bajka, która ma 24 i ½ odcinków 🙂 Zamierzamy ją czytać każdego dnia po obiedzie i mamy nadzieję, że stanie się dla nas miłym tematem do rozmów.

Kalendarz adwentowy

Od kilku lat można zaobserwować powrót „mody na kalendarze adwentowe”. Oczywiście dominują te w formie bombonierek, ale przecież nie na darmo Pan Bóg obdarzył nas wyobraźnią i poczuciem humoru 🙂 Wystarczy tylko kilka kartek papieru, nożyczki i taśma klejąca (by zrobić 24 koperty) i trochę pomysłów (by to, czym je wypełnimy, wzbudzało uśmiech na twarzy). U nas w tym roku ciągle królują łakocie, ale i karteczki pokazujące powody do wdzięczności się znajdą. Wszystko po to, by wyczulić swoje wewnętrzne radary na łaskę daru. A przy okazji uczyć się uważności, hojności i dzielenia się.

Mikołaj(e)

Niedawno zostałam wypunktowana przez znajomą z tzw. kręgów katolickich, gdy w jej towarzystwie nieopatrznie powiedziałam, że 6 grudnia odwiedzi nas Mikołaj. Koleżanka zauważyła, że warto uważać na język, bo „ten Mikołaj to dzieciom się wkoduje na świecko, a nie w prawidłowy sposób, czyli jako biskup Miry”. Chodziło to za mną cały dzień, ale koniec końców doszłam do wniosku, że nie widzę wielkiego problemu w tym, że do moich dzieci przyjdzie starszy pan z wielkim brzuchem i workiem prezentów, tak jak przychodził do mnie i do Najlepszego z Mężów, kiedy byliśmy mali. Grunt, żeby mieć w głowie przemyślane, jak chce się dziecku ten fakt wytłumaczyć i o tym z nim po prostu rozmawiać.

Przyznam, że czasem męczy mnie nasze, katolickie, traktowanie otaczającej rzeczywistości dosłownie i bez przymrużenia oka – doszukiwanie się wszędzie zagrożeń i czyhających niebezpieczeństw. Dwójka naszych dzieci jest w dwóch różnych przedszkolach. Są to przedszkola publiczne. Każdego dnia spotykają się tam z koleżankami i kolegami wychowywanymi w innych wartościach i przekonaniach niż te, które pielęgnujemy w naszych sercach. Bywa trudno, niemniej wierzymy, że jest to dobra droga dla naszej rodziny. Daje szansę do świadczenia i jednocześnie sprawia, że konfrontujemy się z pytaniami, wątpliwościami, które hartują naszą wiarę. Do obu placówek przyjdzie Mikołaj. Ten z wielkim brzuchem, białą brodą, czerwonym strojem. Oczywiście w dwóch różnych datach, z różnymi prezentami (których nie było w liście do Mikołaja, bo trudno, by rady rodziców zasponsorowały dziatwie indywidualne prezenty). Do tego wiadomo, że 6 grudnia nad ranem zaglądnie bezpośrednio do sypialni naszych dzieci. Przyjdzie też do Babć i Dziadków, gdzie zostawi upominki dla „grzecznych wnuków”. I do kościelnej salki, i do Cioci i Wujka. Wszędzie tam zostawi małe upominki dla Nadii, Borysa i Iwana.

Przez najbliższe 2 tygodnie jego brodata twarz będzie pewnie wyglądała z każdego możliwego kąta. Nawet jak się lodówkę otworzy. I cóż… owszem. Możemy próbować walczyć z amerykanizacją, ale możemy też po prostu odnaleźć się w tej rzeczywistości i tłumaczyć dzieciom np. że: święty Mikołaj to taka osoba, która marzy, by kogoś obdarować prezentem. Że rozdawanie prezentów i dbanie o innych jest dobre, stąd tylu mikołajów na świecie, bo każdy chce naśladować bohaterów (tu przemycimy opowieść o biskupie Miry). Pozwolimy im – tak długo jak się da – wierzyć, że w pewnej baśniowej krainie na końcu świata mieszka TEN Mikołaj, który uwielbia wywoływać uśmiech na twarzach dzieci. Pozwolimy, bo bajki, legendy i baśnie są przecież nieodzownym elementem dzieciństwa. Kształtują wyobraźnię, uwrażliwiają, uczą. Dzięki nim wiemy, że nie musimy brać świata tak dosłownie, tak serio. A to też jest potrzebna nauka.

Postanowienia

Nasz adwent nie jest jednak czasem beztroski. Uwielbiam w nim to, że skłania do hartowania swojej wytrwałości. Z dzieciństwa został mi nawyk podejmowania u jego progu jakichś postanowień. Właściwie nie jakichś, tylko takich, które wnoszą w życie moje i innych dobro. I z doświadczenia wiem, że muszą być bardzo konkretne. Odwiedziny starszej sąsiadki raz w tygodniu, odmawianie sobie słodkości po to, by zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przekazywać potrzebującym (np. na Fundację Brata Alberta), wyłączenie smartfona po przyjściu z pracy, by odzyskać pełną uwagę na czas bycia z rodziną. Każdy może wymyślić coś dla siebie. W moich postanowieniach od lat króluje czas – bo to towar, którym coraz trudniej przychodzi mi się dzielić. A dystanse między ludźmi bez niego same się nie skrócą.

Rekolekcje

Dla osób wierzących rekolekcje powinny być „oczywistą oczywistością”. Przynajmniej raz w roku. Czas wydzielony tylko dla Boga – na zgłębianie wiary i relacji z Nim. Z całą pewnością to chroni przed karłowaceniem ducha i rutyną. Ale sama widzę po sobie, jak trudno mi ten czas wywalczyć, zwłaszcza teraz, gdy dzieciaki wniosły w nasze życie tyle nieprzewidywalności. Wiem jednak, że warto. I warto spróbować rekolekcje przeżyć wśród ludzi. Wyjść z domu, przełamać niechęć i zmęczenie. Iść na msze, na naukę, do spowiedzi. Skorzystać ze skarbca sakramentów. Jeśli tylko się da. A jeśli nie? Zawsze jest … internet. Oczywiście, że takie wysłuchane w mieszkaniu rekolekcje są uboższe od takich przeżytych podczas Mszy. Ale lepsze takie niż żadne 🙂

Porządki

Adwentowa droga to dla mnie także okazja, by w swojej codzienności posprzątać. Zaczynając od mieszkania, przez komputer, aż po swoje relacje. Przemyśleć. Uporządkować. Naprawić. Wyrzucić. Co niepotrzebne, przytłaczające, złe. To też taki obrazek z dzieciństwa – święta oznaczały dla mnie odkurzanie książek na półkach i mycie kryształów. Ale te wszystkie porządki miały i mają swój sens – ich efektem jest spokój i miejsce na nowe nadzieje.

Myśl o innych

No i last but not least – rozwijanie sztuki obdarowywania.

Trwa właśnie Szlachetna Paczka, wkrótce na ulice miast ruszą armie Zielonych Mikołajów, co krok będziemy mieli okazję do dzielenia się tym wszystkim, co mamy. To ważne elementy adwentowej rzeczywistości. I cudownie, że z roku na rok jest ich coraz więcej. Bo takie akcje pozwalają nam dostrzec i docenić, ile się samemu ma i w jakie dostatki opływa. Tego uwrażliwiania na potrzeby drugiego człowieka nigdy za wiele.

Paradoksalnie, warto w adwencie pomyśleć też o tych wszystkich, którzy są bogaci. Bo bywa, że żyjemy w takich środowiskach, w których ludzie mają wszystko, czego potrzebują do szczęścia. Ale czy mają to, co najistotniejsze? Czy czują się spełnieni? Czy rozmawiamy o tym ze sobą? Jak wyglądają nasze więzi? Relacje sąsiedzkie? Pogaduchy w pracy? Może to dobry czas, by sprawdzić, czy ktoś bogaty nie czuje się ubogi duchem. Czy ja się taka nie czuję?

A jeśli idzie o prezenty, to osobiście jestem wielką fanką podarunków robionych własnoręcznie i adwent kojarzy mi się z  wysiłkiem ich obmyślania i realizacji. I – uwaga! – wcale nie trzeba być wybitnie utalentowanym człowiekiem, by takie rzeczy robić (czego jestem najlepszym przykładem). Czasem najmilszą niespodzianką znalezioną pod choinką może okazać się voucher „na masaż pleców dla spracowanej matki”. Najlepszy z Mężów do dziś z rozrzewnieniem wspomina, jak dostał ode mnie 60-kartkowy zeszyt, w którym każda pojedyncza krateczka była wypełniona narysowaną przeze mnie radosną buźką. Na końcu znajdowało się zabawne – nieskromnie powiem – podsumowanie, ile godzin spędziłam na robieniu tego zeszytu, gdzie, z jaką muzyką w tle, ile seriali bym w tym czasie obejrzała, co jadłam itp.

Pewnie, że robienie własnoręcznych prezentów kosztuje. Ale to poświęcenie zawsze procentuje. Radością obdarowanego. Od kilku lat adwent upływa nam więc na przygotowywaniu podarunków, które mają naszym Bliskim powiedzieć właśnie to: „Jesteś dla nas bardzo ważny i jesteśmy Ci wdzięczni za Twoją obecność w naszym życiu, dlatego to, co chcemy Ci dać, to nasz czas”. To już taka tradycja.

Wierzę, że w tym roku czekają nas wyjątkowe 24 dni. Gruntownie się do nich przygotowujemy. Ufam, że wysiłki, które podejmiemy w naszej rodzinie, ochronią nas przed Syndromem Świątecznego Przytłoczenia i pozwolą dobrze przygotować serca na nowe życie. Wam również tego życzę!

 

3 thoughts on “W oczekiwaniu

  1. Przepraszam za moją ignorancję, możliwe że duży wstyd, ale co to jest ADWENTOWNIK i po co oraz gdzie się go zamawia? Cytuję: ,,zamówić adwentownik”.

  2. U nas Święty Mikołaj jest w Niebie. Piszemy do niego list. I czekamy na prezenty, które przekaże od swoich pomocników. Starsze dzieci już mu pomagają, coraz lepiej rozumiejąc fenomen tego świętego. Aniołowie w Wigilię też mają swoich pomocników, choć udaje nam się zawsze zaskoczyć dzieciaki porą pojawienia się prezentów i mamy z tego świetną zabawę.
    Bardzo mnie ujęło Twoje stwierdzenie, że bez czasu dystanse między ludźmi same się nie skrócą. Święta prawda! Dobrego adwentu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *