„Uhhuhuuu… już się zaczyna!” – pomyślałam, gdy rano zmierzałam do kuchni, a na drzwiach pokoju dzieci zauważyłam jakąś kartkę.
Miałam nadzieję, że mamy jeszcze czas, ba!, że w ogóle do rozmowy za pośrednictwem kartek nigdy nie dojdziemy, a tu, proszę – zaczynamy już w wieku 5 lat. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć, co to za komunikat, a tam taka perełka:
Dla niewtajemniczonych w arkana Borysowej gramatyko-stylistyki, na kartce napisano: „Uwaga, trfa wielka niespodzianka dla mamy”. Dopisek długopisem i czerwoną kredką: „odyżi możecze 19 minut za otfożyć”, co, według wszelkiego prawdopodobieństwa (Borys pisze ze słuchu), należy rozumieć jako polecenie: „Możecie otworzyć drzwi za 19 minut” 🙂
Odetchnęłam z ulgą. To jeszcze nie etap, w którym wejścia do królestwa dzieci będzie bronić kategoryczne: „Nie wchodzić!!!!”. Jeszcze ciągle są słodkimi (zazwyczaj) maluchami, dla których rodzic jest całym światem i najważniejszym punktem odniesienia w szalonej codzienności*. Jeszcze ciągle nikt nie zrobił im dziury w plecaku z napisem „poczucie własnej wartości” i z ochotą wrzucają do niego kolejne kamyczki osobistych sukcesów. Jeszcze ciągle nie pętają ich bezwzględne reguły czasu, gramatyki, a granicą ich pomysłów jest jedynie ich wyobraźnia. I wyobraźnia rodziców, którzy są w stanie przewidzieć, po co maluchowi np. nożyczki, zapalniczka i kilka gałązek 😉
Muszę ciągle pilnować się, żeby to wszystko doceniać, nawozić dobrym słowem i żeby nie zaganiać ich niczym kwoka do kurnika dorosłości. Mają na to czas. Ja też. Teraz mogę gromadzić skarby takich niespodzianek w swoim sercu i cieszyć się, że – przynajmniej dzisiaj – co 19 minut będę mogła zakrzyknąć: „Ojej! Jaki pięknie posprzątany pokój!”.
* Oczywiście po przyjacielu Michale – lat 6, „który powiedział, że ziemia jest płaska/kupi sobie subaru/ma pałac pod Warszawą/jego tata jest pilotem odrzutowca/tak się nie gra w szachy/ tak się nie pisze „z” – itd., itp., niepotrzebne skreślić 😉
Haha – widzę skutki spotkania z Leonem 🙂