Małżeństwo to nie samograj

Trójosobowy Bóg, który w sakramencie małżeństwa przychodzi, by nas umacniać we wspólnym zmierzaniu do Nieba, przypomina nieustannie, że Miłość zawsze kształtuje się w relacji. Także w relacji do osób trzecich!

Z kim przestajesz, takim się stajesz

Ostatnio bardzo uderza mnie myśl, jak trudno dziś docenić własny „Nazaret”. Spokojne, zgodne życie, rutyna dnia, rzetelne wywiązywanie się ze swoich zobowiązań na dłuższą metę wydają się nieatrakcyjne i bez znaczenia w porównaniu do świetlistej codzienności celebrytów czy internetowych influencerów. A przecież potrzeba sensu jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Może więc przy okazji Tygodnia Małżeństwa warto przyjrzeć się tym, którzy otaczają nasz związek?

Owszem, rodziny się nie zmieni. To część dziedzictwa, które wnosimy do naszego wspólnego życia i jak z genami – nie wydłubiesz. Pozostaje zaakceptować i ewentualnie uczyć się na błędach naszych Bliskich. Nie zmieni się też tak łatwo sąsiadów czy współpracowników w pracy. Można jednak – i warto! – szukać intencjonalnie, tzn. tak, by znaleźć ludzi, którzy moje małżeństwo będą rzeczywiście umacniać. Bo kiedy spoglądamy na pary wokół nas, ile z nich pozostaje dla nas inspiracją, wsparciem czy niedoścignionym wzorem? Ile realnie mamy przy sobie małżeństw, których życie nas tak po prostu zwyczajnie zachwyca – nie dlatego, że jest jakoś absolutnie niesamowite, ale dlatego, że jest wiernym, cichym, oddanym sobie byciem razem? Przecież nie tylko dzieci uczą się przez obserwację 😉 Także i my, dorośli, często zupełnie podświadomie naśladujemy innych…

Sercem w Niebie, stopami na ziemi

Poszukiwanie wspierającego środowiska nie może sprowadzać się (tylko) do tego, że zalajkuję profile najpopularniejszych insta-par i będę podglądać ich życie. Raz, że wirtualny świat oparty jest najczęściej na pokazywaniu wycinka danej rzeczywistości. I to tego najatrakcyjniejszego wycinka 😉 Dwa, że żadne czyjeś życie nie stanie się moim przez samo oglądanie. Można się karmić nawet najlepszymi treściami, ale nic z tego, co przeczytamy/obejrzymy, nie rozwiąże naszych problemów i frustracji, jeśli nie zaczniemy próbować tego, co uznamy za dobre, wcielać we własne życie.

Dlatego lepiej otoczyć się ludźmi, których codzienność mamy szansę rzeczywiście poznać i którzy będą mieli też  szansę poznać nas! Sami takie środowisko znaleźliśmy w ruchu Spotkań Małżeńskich, ale w kościele funkcjonuje wiele innych wspólnot/grup, w których możemy wzrastać z mężem/żoną. W takich miejscach mamy możliwość zetknąć się z niepokrytymi upiększającymi filtrami historiami i emocjami, czerpać z doświadczeń innych par czy formować się w określonej duchowości. Te relacje, którymi realnie otoczymy nasze małżeństwo, mogą też stać się dla nas jasną wskazówką, czego Pan Bóg może od nas samych chcieć. Trzeba tylko, lub aż, usłyszeć je i otworzyć na podszepty, które niekoniecznie muszą nam się podobać.

Czas – Boże narzędzie w szkole Miłości

Bywa też tak – także w małżeństwie – że człowiek czuje się sam. Zdarza się nawet, że może doświadczać samotności podobnej do tej, która było udziałem Pana Jezusa w Ogrójcu (oczywiście przy zachowaniu skali tego porównania!). Są przecież takie momenty w naszym życiu, że po ludzku czujemy się opuszczeni – nasi Bliscy “śpią” i nie widzą naszego cierpienia, a Pan Bóg – chociaż nie wątpimy w Jego istnienie – to jesteśmy przekonani, że jest wszędzie, tylko nie przy nas. Sęk w tym, by potrafić nad takimi uczuciami przejść i z dystansu zaobserwować, jak wygląda rzeczywistość. Do tego jednak potrzeba czasu.

A żyjemy w świecie, który z lubością hałasuje i prowadzi nieustający konkurs błyszczenia i popisów. W kakofonii ciągłych newsów, niezrealizowanych pragnień i planów łatwo poddajemy się dyktaturze Wiecznie Zapełnionych Kalendarzy i Totalnego Niedoczasu. Pod jej rządami zazwyczaj nie ma ani czasu na modlitwę, ani czasu na spokojne spotkanie z drugim człowiekiem, o spotkaniu z samym sobą już nawet nie wspominając. A bez POŚWIĘCENIA czasu, nie wyda on plonu – plonu pewności, że nasze życie ma sens i cel większy niż doraźna praca i budowanie gospodarstwa domowego z wybranym człowiekiem.

Od lat dialogowe weekendy małżeńskie są więc dla mnie okazją do spotkania nie tylko z Panem Bogiem i z Mężem, lecz także z samą sobą. Czas, który jest nam wtedy dany, pozwala wyrwać się z kieratu codzienności i z dystansu w pierwszej kolejności – dostrzec, a następnie – nazwać swoje uczucia, potrzeby i oczekiwania. Dopuszczenie własnego serca do głosu pomaga z kolei otworzyć się na głos Tego, który przenika i jak nikt inny zna nasze myśli i drogi (Ps 139). Stąd już tylko krok do uświadomienia sobie, że sam nigdy nie jestem samotny (1 Kor 3, 16). I że nasze „my” ma ogromne znaczenie. Trzeba tylko zawalczyć o ten wspólny czas i zaufać, że są tacy, którym na moim małżeństwie bardzo zależy.

Fot. Pixabay

Fragmenty tego tekstu ukazały się również na blogu wrocławskiego Ośrodka Spotkań Małżeńskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *