Nigdy nie byłam „wojującą feministką”, ale wiele z diagnoz i postulatów ruchów określanych jako feministyczne, jest mi bliskich. Im jestem starsza, tym wyraźniej dostrzegam, że kobiety były i są dyskryminowane. Być może dlatego, jak czerwona płachta na byka działa na mnie seria książeczek dla dzieci „Mały chłopiec” i „Mała dziewczynka”, w której to serii „Lola gotuje dla lalek”, „Klara robi porządki”, a „Zosia bawi się w sklep”, podczas gdy Paweł jest policjantem, Jacek strażakiem, a Karol pilotem samolotu. Choć format tych książeczek i ilustracje niewątpliwie wzbudzają zainteresowanie maluchów (przynajmniej moich), to opisywane treści są tak tendencyjne i uproszczone, że bez cienia wyrzutu sumienia układam je na półkach zazwyczaj wysooookooo poza zasięgiem oczu naszych dzieci. Bo cieszę się, że świat się zmienił i przyszło mi żyć w czasach, w których kobiety bywają wybitnymi matematyczkami, a mężczyźni nie boją się ugotować obiadu dla siedmioosobowej rodziny. Wolę więc podsuwać moim dzieciom takie książki, które pokazują bogactwo i złożoność współczesności, a ich lektura pomaga uniknąć pułapki stereotypowego myślenia o swojej płci. Oto trzy odkrycia mijającego roku 🙂
„Gili gili – słówka z ostatniej chwili” – Corrine Dreyfuss, wydawnictwo: Zakamarki
Cudowna książka dla najnajów. W nietypowym formacie, ze ślicznymi ilustracjami Benjamina Chauda (tak, tak, to ten sam od „Lalo gra na bębnie”, „Binta tańczy” i „Babo chce”). Jest niekwestionowaną królową wśród lektur Iwana (1,5 roku). To, co – moim zdaniem – jest jej największym atutem, to przekaz. Tu nie mama zmienia pieluchę, a tata. Przypuszczalnie dlatego, że mama wychodzi do pracy, a z małym bohaterem zostaje niania.
Niech obrońcom domowego ogniska nie drżą ręce nad klawiaturą, bo matusia znajdzie czas, by nakarmić brzdąca piersią, a na tych kilku kartonach nie zabrakło też rodziny, z tym, że babcia i dziadek wreszcie nie wyglądają jak Gandalf i jego siostra, tylko raczej jakby właśnie wrócili z kempingu w słonecznej Lizbonie.
Całość tworzy naturalny obraz codzienności wielu z nas.
„Już wiem, jak to działa!” – Cecile Jugla, wydawnictwo: Jedność dla dzieci
Mieliśmy ostatnio zabawną sytuację z naszą Nadią. Córuchna (lat 4) chodzi od roku do przedszkola. To taki typ wrażliwca, który bardzo długo przekonuje się do ludzi i nowych sytuacji. Jest też bardzo nieśmiała. Próbując wzmacniać jej kompetencje społeczne, zachęcaliśmy ją do uczestniczenia w rozmaitych zajęciach dodatkowych, jakie oferuje jej przedszkole. Tańce, sensomotoryka, ceramika – nic nie znalazło jej uznania, a my nie nalegaliśmy. Aż do przedszkola trafiła pani z politechniki, która zainicjowała „laboratorium dla maluchów”. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy naszej córuchny tak rozentuzjazmowanej i zafascynowanej! Wychodzi na to, że bardziej niż malowanie na szkle ciekawią ją zasady fizyki 🙂
Nie wiem, czy to pokłosie książki „Już wiem, jak to działa”, ale ta pozycja gości u nas od pół roku i jest już mocno zaczytana. Przez Nadię. Czy ma dla niej znaczenie to, że bohaterami tej lektury są małe dziewczynki, które zadają dociekliwe pytania w stylu: „kto zrobił moją książkę?”, „Skąd bierze się benzyna?” czy „Jak działa mój rower?” – trudno powiedzieć. Na pewno dla mnie ma. Cieszę się, że w tej książce zasadę działania samochodu wyjaśnia dziewczynce kobieta, a chłopcy analizują działanie lodówki, zajmując się rozpakowywaniem zakupów. Nie boją się też podejść do pralki.
Myślę, że takie lektury – takie przedstawienia płci – będą w przyszłości procentować brakiem obopólnych uprzedzeń. A przynajmniej bardzo bym chciała tak wychować nasze dzieci, by chłopcy nie brzydzili się odkurzacza, a córka potrafiła – choć teoretycznie – wymienić koło w samochodzie.
„Mela i Kostek, czyli zwykły dzień niezwykłych bliźniaków” – Anastasiia Moshina, wydawnictwo: Kapitan Nauka
Polubiłam to rodzeństwo od pierwszego wejrzenia. Pewnie dlatego, że dzielnie nie daje się utartym schematom. Mela w przeciwieństwie do swojego grzecznego, ułożonego brata jest postrzelonym, uroczym bałaganiarzem z iście ułańską fantazją. Ich dzień wypełniają typowe dla maluchów czynności (ubieranie, śniadanie, mycie, zabawa) przeżywane jako niezwykłe przygody, a rzecz jest podana w tak inspirujący sposób, że po jej lekturze nasze dzieci natychmiast przystąpiły do budowy smoka.
I stwór ten pomieszkuje z nami w schowku nad łóżkiem, sukcesywnie dokarmiany przez Borysa. A Nadia od czasu do czasu wciąga zbroję, by dzielnie stawić mu czoła, gdy podjada jej klocki.
I kiedy tak patrzę na tę moją nieśmiałą z natury, cichą i spokojną córeczkę, jak wymachuje mieczem brata i z determinacją domaga się oddania swoich budowli, uśmiecham się w duchu, że Judyta drzemie w każdej z nas 🙂 Czasami trzeba ją tylko w sobie dostrzec.
Pani Agato 🙂 Z niecierpliwością czekamy na Pani publikacje dla dzieci 🙂