Święta, a tak bliska

Święta Rodzina stała mi się szczególnie bliska, gdy dotarło do mnie, że nawet im, Maryi i Józefowi, Jezus mógł się zgubić. Niesamowite. Żyli (z) Nim na co dzień, obserwowali, rozmawiali, pracowali, a jednak w świątecznym zamieszaniu im zaginął i to tak niepostrzeżenie, że nawet przez kilka dni umykał im fakt, że Go z nimi nie ma. Czyż to nie jest często o nas i o naszych świątecznych dniach?
 
Ta rysa w ich historii mnie pokrzepia i za każdym razem, gdy mi się osobiście podobna przygoda zdarza, dzięki świętym rodzicom wiem, co robić. Wracam do świątyni, do domu Ojca, do sakramentów.
 
Ale jest w tej scenie (Łk 2, 41-52) jeszcze jedno zdanie, które wciąż pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem. „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu”. W sobie, nie na zewnątrz. Maryja ze znalezionym po 3 dniach nastolatkiem nie dyskutuje, nie strofuje Go, nie ciągnie pełnej żalu i wyrzutów nuty w niekończącą się melodię pretensji. Biblia nie odnotowała też, żeby wracała do sprawy w kolejnych miesiącach przy okazji innych „przewinień” Jezusa. Jak bardzo jest to inna postawa od mojej, gdy zderzam się z nieodpowiednim postępowaniem mojego syna albo z jego wyborami, których nie pochwalam… Nawet jeśli jakimś cudem nie palnę Pierworodnemu godzinnego kazania moralizatorskiego, to swoje frustracje na bank wyleję przed małżonkiem, babcią czy psiapsiółką.
 
Uczę się więc od Maryi i Józefa milczenia, które nie jest karaniem, a przyjęciem i akceptacją odmienności i wolności drugiego człowieka. Uczę się powstrzymania od prostych osądów i nawyku, by zwłaszcza to, co trudne i niezrozumiałe otoczyć ciszą i wewnętrznym namysłem. Choćby przez chwilę.
 
Święta Rodzino, módl się za nami!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *