Kiedy mój Mąż jest dla mnie najbardziej sexy?
Nie, nie wtedy, gdy w kwarantannowych czasach ubrany niczym Wojownik Ninja wychodzi zmierzyć się ze światem i zdobyć dla mnie drożdże, mąkę czy jajka.
Nie, nie wtedy, gdy w rozchełstanej koszuli i ze spoconym czołem z dobrymi skutkami naprawia pralkę, wymienia oponę czy reinstaluje system w moim laptopie.
Nie, nie wtedy, gdy bez specjalnej okazji zarzuca mnie kwiatami i spontanicznymi miłosnymi liścikami.
Nawet nie wtedy, gdy – tak jak teraz w domowym home-office – każdego dnia na własne oczy/uszy mam okazję przekonać się, jak wiele stresu, wysiłku, zdolności, mądrości i determinacji wymaga od niego zabezpieczenie finansowe naszej rodziny.
Najbardziej pociągająca twarz mojego Męża, to ta pochylona nad naszą czteroletnią córką. Objawia się w pełnej krasie niemal każdego wieczora, gdy – widząc moje coraz wyraźniejsze pragnienie popełnienia harakiri – zakasa rękawy, luzuje krawat i siada obok Nadii na podłodze, by po raz setny tego dnia rozbrzmiały w naszym domu urocze dialogi w stylu: „Oh, dziękuję, Mamo Świnko, ta herbatka jest pyszna. Czy mogę poprosić o dokładkę ciasta?” 😉
Swoją drogą, mam jeszcze jeden wniosek z obserwacji zabaw Taty i Córki. Kiedy ja zasiadam do proszonych herbatek w rodzinie Świnek, dialogi toczą się utartym schematem (jemy ekologiczne sałatki, pieczemy zdrowe chlebki, śpiewamy piosenkę i co 15 sekund całujemy słodkie bobaski, które wyrastają wokół nas niczym grzyby po deszczu). Gdy do zabawy dołącza Tata, po 10 minutach akcja nabiera rozmachu: wybuchają pożary, wkradają się złodzieje, przechodzi tsunami, środkiem pokoju mknie wyścig formuły 1, a w łazience ląduje desant ninja, próbujący przechwycić bakteriobójczą mydelniczkę. Szczęśliwie dzielna rodzinka nieustająco wychodzi z tych opresji zwycięsko i z rumieńcami na policzkach 😉 Gender jak się patrzy, nie? 🙂