Uczmy (się) dziękować

Kolejne zakończenie roku (przed)szkolnego za nami. Uff. Już po uroczystej akademii, wierszyki wysłuchane, uściski rozdane, nawet na kosz słodyczy dla nauczycieli starczyło! Tylko tym razem w sercu nieco smutniej.

Wspomnienie kindersztuby

Trzy lata temu Pierworodny zaczął przygodę z publicznym przedszkolem, a ja – z uczestniczeniem w pracach rady rodziców. Praca ta na ogół jest dla mnie bardzo twórcza i przynosi mi wiele radości. Nie licząc dwóch momentów – październikowej i czerwcowej zbiórki pieniędzy na kwiaty dla nauczycieli.

Wychowałam się w takim domu, w którym symboliczny kwiatek na Dzień Nauczyciela i na zakończenie roku w podziękowaniu za pracę nauczycieli był czymś oczywistym. Był wyrazem szacunku dla wiedzy, dla powołania, dla serca oddanego ważnej sprawie. Nie tylko dla mnie. Największe łobuzy i największe buntowniczki w te dwa dni w roku pojawiali się w szkole odświętnie ubrani i z tulipanem w dłoni. Słowo „dziękuję”, a nierzadko i „przepraszam” – słyszał każdy nauczyciel, choć oczywiście byli też ci, którym dawało się „okazalszy” bukiet – bo bardziej się kogoś lubiło, doceniało. Jak to ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział: „Ludzie nie są równi. Ludzie są różni” – a w szkole widać to jak w soczewce.

Mając takie doświadczenia, nie mogłam wyjść z zadziwienia, gdy podczas pierwszej zbiórki ogłoszonej w naszym przedszkolu „na kwiaty dla nauczycieli” nie udało nam się zdobyć pełnej, oczekiwanej kwoty. „Jeszcze się nie znamy”- pomyślałam wtedy. Niestety, zbiórki przy kolejnych okazjach potwierdzały tylko smutną regułę – część rodziców nie jest w stanie wysupłać 5 zł do wspólnej skarbonki, a symboliczne róże można kupić tylko dlatego, że są tacy, którzy wrzucają więcej niż kwota, o którą jako rada rodziców prosimy. I sytuacji tej nie zmieniały wcale „ułatwienia” w stylu podany numer konta skarbnika.

Ale tak źle, jak w tym roku, to jeszcze nie było. Gdyby założyć, że wszyscy wrzucili po oczekiwanych 5 zł, wyszłoby, że zrzuciło się 50% rodziców. Ale przecież wiemy (choćby dzięki przelewom właśnie), że tak naprawdę zrzuciło się niecałe 30%.

Uwaga! Gapowicze są wśród nas

Jest kilka możliwych wyjaśnień tej sytuacji. Przysłuchując się rozmowom „w piaskownicy”, uderzyły mnie jednak trzy postawy: są tacy, którzy twierdzą, że nauczyciele robią to, co do nich należy, dostają za to wynagrodzenie, więc „po co ten dodatkowy kwiatek dla nich”. Nie brakuje też głosów, że majowy strajk zdyskwalifikował nauczycieli jako grupę zawodową i „jak tu dziękować, jak takiego bałaganu narobili”. Zdarzali się też i tacy rodzice, którzy zrzucać się nie chcieli, bo ich dziecko „podziękuje na własną rękę tym, którzy na to zasłużyli”. Wszystkie te postawy uważam za mało budujące i zgoła niechrześcijańskie.

Chrześcijaństwo zaczyna się tam, gdzie przestajesz myśleć o sobie

Czego może nauczyć się nasze dziecko podczas prostej akcji „zrzucania się na kwiaty dla nauczycieli”?

Po pierwsze, wrażliwości na drugiego człowieka. Empatii. Umiejętności docenienia czyjegoś wysiłku, poświęcenia, talentu, pracowitości, zaangażowania. Dostrzeżenia kosztów, trudów i problemów, jakie niesie ze sobą dany zawód.

Po drugie, uprzejmości i kultury osobistej. Szacunek dla starszych, dla autorytetu, dla danej profesji, dla powołania – no, powiedzmy, że nie są dziś „w cenie”. A szkoda. Świat, w którym wszystko i każdy jest kontestowany, jest po prostu smutny. I pełen samotnych indywidualistów. Zwyczaje, tradycje, standardy zachowania tworzą gorset, który wcale nie musi człowieka uciskać. Dobrze dobrany, podpiera kręgosłup i prostuje. I sprawia, że lepiej wyglądamy. Także we własnych oczach!

Po trzecie, że razem można więcej. Pewnie, że mnie stać na to, by Borys zabrał swojej nauczycielce kwiatka i podziękował za wspólnie przeżyty rok. Ale skoro są tacy, którzy nie mają takich możliwości i skoro ustaliliśmy demokratycznie jakieś wspólne rozwiązanie tego problemu (składka), to pokażmy dziecku, że potrafimy się ograniczyć i dostosować do przyjętych norm. Może to dobra okazja, by porozmawiać o tym, czym jest dla nas solidarność? A może po prostu świetny przykład, by przerobić kwestię gospodarowania pieniędzmi?

Przede wszystkim jednak taka zbiórka to dobra lekcja wdzięczności.

W każdym położeniu dziękujcie

Pismo Święte niejednokrotnie zachęca nas byśmy dziękowali. Bo i mamy za co. Nasze życie to prawdziwa feeria Bożych Podarunków, a – jeśli tylko dobrze się przyjrzymy – przez cuda można przepadać na każdym kroku. Trzeba tylko wyćwiczyć w sobie odpowiednie spojrzenie. I przestać dawać się złemu, który chętnie wbija nas w malkontenctwo, narzekanie i czarnowidztwo.

Myślę o tych wszystkich szkołach i przedszkolach, w których wiosenny strajk pozostawił odór zgorzknienia, żalu i wzajemnych pretensji. Nie mam wątpliwości, że jest wiele takich miejsc na mapie Polski. Co powinniśmy w tej sytuacji zrobić, my, chrześcijanie? Ano: nieść nadzieję, wypędzać złe duchy, przywracać wzrok, podnosić na duchu, jednoczyć… Paleta możliwości jest bardzo szeroka. Słowo wdzięczności – wygłoszone przy okazji zakończenia roku szkolnego bez żadnych „ale” i „przypisów” – w tym kontekście wydaje się jedną z najprostszych rzeczy, które możemy zrobić. Grunt, żeby wyjść poza siebie, żeby choć na chwilę przestać myśleć w perspektywie tego, co „ja” chcę i uważam, a spróbować wczuć się w sytuację drugiego człowieka. Żeby zobaczyć, że jesteśmy elementem jednej układanki, że wszyscy mamy na siebie wpływ. I każdy z nas może być dla drugiego nauczycielem.

Trzeba tylko byśmy na serio potraktowali przykazanie miłości. Tylko i aż. Odwieczny problem.

 

// Zdjęcie tytułowe na stronie głównej pochodzi z serwisu Pixabay.com

1 thought on “Uczmy (się) dziękować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *