Kiedy widzę w prasie artykuł dotyczący starzenia się społeczeństwa, zazwyczaj mam ochotę założyć się z kimś, że pewnie dany tekst napisany jest w tonie alarmującym, by nie powiedzieć apokaliptycznym. Najlepszy z Mężów w tej kwestii od lat już się nie chce ze mną zakładać, choć może to i lepiej, bo pewnie od wygranych klasycznych „prince-polo” miałabym co najmniej kilka dodatkowych kilogramów na wadze 😉 W każdym razie – w powszechnym odbiorze przyzwyczailiśmy się do tego, by starość postrzegać przez pryzmat zagrożeń dla rozwoju społeczno-gospodarczego kraju, a w najlepszym wypadku jako „wyzwanie”, przed którym stają politycy i my – obywatele. Oczywiście wszelkie te mniej lub bardziej negatywne trendy, o których donoszą dziennikarze, są prawdziwe i istotne, ale warto od czasu do czasu spojrzeć na dane zjawisko z szerszej perspektywy.
Historycznie i globalnie
Otóż niewątpliwie żyjemy w czasach, w których ludność świata się starzeje. Na świecie żyje nas aktualnie ok. 7,5 biliona, z czego osoby po 60 roku życia stanowią 13% populacji. Wystarczy zerknąć na pierwsze z brzegu dane zebrane przez Organizację Narodów Zjednoczonych, by na własne oczy przekonać się, że praktycznie nie ma na świecie regionu, który by się nie starzał (takie statystyki można sobie samemu przeanalizować – np. o tu, lub przeczytać w cyklicznie wydawanych opracowaniach, jak np. w tym raporcie). Tak, tak – starzeje się nie tylko Europa, Japonia i Stany Zjednoczone. Afryka i Azja są jeszcze młode, ale starzeją się znacznie szybciej niż tzw. kraje bardziej rozwinięte. O ile do 2030 r. w Europie liczba osób w wieku 60+ zwiększy się o 23,1%, to w Ameryce Łacińskiej o ponad 70%! Tuż za tym regionem plasują się Azja (66,3%) i Afryka (63,5%) (jeśli chcecie więcej danych, zerknijcie tu). Dzieje się tak oczywiście dlatego, że procesy starzenia się ludności w tzw. krajach rozwiniętych i w krajach rozwijających się mają swoją odrębną specyfikę. W tych pierwszych obserwuje się przede wszystkim wzrost odsetka osób starszych w stosunku do zmniejszającej się ilości dzieci. W tych drugich zwraca się uwagę na tempo wzrostu całej populacji oraz wydłużanie się wieku życia.
Badacze tematu wskazują, że cywilizacja ludzka nie zaznała w swoich dziejach takiej rewolucji demograficznej, jak obecne procesy starzenia się społeczeństw odczuwalne od początku XXI wieku. Wytłumaczeniem tego zjawiska jest szeroko rozumiany postęp, który najczęściej uwidacznia się w tym kontekście w trzech wskaźnikach: w spadku śmiertelności dzieci, a co za tym idzie w spadku dzietności i we wzroście długowieczności. Świetnie ilustrują to dane udostępniane przez Maxa Rosera – znanego ekonomistę z Uniwersytetu Oxfordzkiego – na stronie https://ourworldindata.org Z tej strony pochodzą też wszystkie poniższe wykresy).
Wojny, głód, choroby i ich straszliwe epidemie – to wszystko przez całe stulecia sprawiało, że odsetek dzieci, które umierały przed ukończeniem 5 roku życia był bardzo wysoki (w granicach 30-50%). Ale wraz z rozwojem wiedzy o świecie – co zaowocowało choćby takimi dobrodziejstwami, jak szczepionki, antybiotyki czy wdrożenie pewnych idei (np. upowszechnienie edukacji, praw człowieka czy zasad higieny) – nie ma dziś na świecie ani jednego kraju, w którym śmiertelność noworodków albo dzieci nie leciałaby na łeb na szyję i nie byłaby niższa niż w 1950 r.!
Oczywiście, to, że w 2017 r. w ujęciu globalnym na 1000 urodzonych dzieci pierwszych urodzin nie dożyło 35 z nich – jest wciąż liczbą wysoką. Za każdą z tych cyfr kryje się przecież straszliwe cierpienie rodziców. Niemniej, warto zauważyć, że dzięki Bogu (który – jak wierzę – jest przecież źródłem Mądrości) wartość ta niezmiennie spada.
Demografia uczy nas także, że wraz ze spadkiem śmiertelności dzieci spada również współczynnik dzietności (płodności). Proces taki w szerokim, jakościowym ujęciu określa się na ogół jako tzw. przejście demograficzne, czyli najkrócej rzecz ujmując: jako zmianę wzorca reprodukcji z wysokiego (nazywanego „rozrzutnym”) do niskiego („nowoczesnego”). Ma to związek z procesami modernizacji danych obszarów i ustabilizowaniem wskaźników związanych z rodzeniem i umieraniem. Jak możecie zobaczyć na wykresie poniżej, od 1950 r. spadek współczynnika dzietności (czyli tego, który mówi nam, ile dzieci urodziłaby przeciętnie kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego) dotyka wszystkich regionów świata. I o ile pewnie nie zdziwi Was to, że w Europie wskaźnik ten już od dawna jest bardzo niski (czyli mniej niż 2 dzieci na 1 kobietę), to być może nie mieliście świadomości, że tendencja ta dotyka wszystkie regiony globu. Tak, wbrew obiegowej opinii – arabskie i muzułmańskie kraje także (dla przykładu: w Indonezji współczynnik dzietności spadł z poziomu 5,6 notowanego w 1969 r. do 2,6 w 2011 r., a w Iranie dla mniej więcej tego samego okresu badawczego jest to spadek z 7,7 do 1,5; dane możecie sobie sprawdzić o tu).
Starzejącą się populację najczęściej jednak dostrzegamy, gdy obserwujemy wzrost tzw. oczekiwanej długości życia. Zespół wspomnianego już wcześniej Maxa Rosera udostępnia nam dane dotyczące tego wskaźnika od XVIII wieku!
Jeśli przyjrzycie się uważnie, to zauważycie, że w momencie, w którym zaczyna się wykres oczekiwana długość życia w Europie i w Ameryce wynosi ok. 35 lat. To znaczy, że jak w 1780 r. ktoś dożył tego wieku prawdopodobnie uznawany był za sędziwego nestora, który powinien już brać się na życiową emeryturę 😉 A to i tak lepszy wynik niż reszty świata – gdzie statystyczna oczekiwana długość życia wynosiła 29 lat. Taki stan trwał do początku XIX wieku, kiedy to oczekiwana długość życia zaczęła rosnąć. Prawdziwego tempa proces ten nabrał w XX wieku i póki co nie zwalnia. Co ważne, dotyka on wszystkich regionów świata! Zwróćcie uwagę, że w 1850 r. żaden kraj nie mógł się pochwalić oczekiwaną długością życia powyżej 40 lat, a 100 lat później mieszkańcy Europy czy Oceanii mogli zakładać, że przeżyją więcej niż 60 lat. Najlepsze jest jednak to, że rozpiętość między poszczególnymi liniami maleje z każdym rokiem, co oznacza, że w tzw. słabiej rozwiniętych regionach oczekiwana długość życia wzrasta szybciej niż w tych, które co poniektórzy nazywają „rozwiniętymi” 🙂
Pro-life to także pro-longer-life
Co nam mówią te wszystkie wskaźniki? Że starzenie się ludności globu jest faktem. Faktem, którego nie ma potrzeby demonizować, bo wpływają na niego nie tylko negatywne trendy i kulturowe przemiany. Postęp w historii medycyny, edukacji, technologii – pozwala człowiekowi pielęgnować i rozwijać człowieczeństwo. Chroni życie. Oczywiście, że jest bardzo dużo (ogrom!) nadużyć związanych z rozwojem i nierównością na świecie, ale warto włożyć pewien wysiłek, by dostrzegać też „jasną stronę mocy” 😉
Starzenie się świata – jak wiele zjawisk w historii ludzkości – niesie ze sobą pewne zmiany, do których trzeba się po prostu dostosowywać. Może czas, by postawa pro-life kojarzyła się nie tylko ze sprzeciwem wobec aborcji, lecz także z troską, by osoby starsze nie były wykluczane, dyskryminowane ani (przede wszystkim!) marginalizowane w codzienności. Dobry postulat? To zastanów się, kiedy ostatni raz posiedziałeś z dziadkami dłużej niż godzinę? Kiedy zapytałeś starszą sąsiadkę, czy nie potrzebuje pomocy w pracach domowych? Kiedy ostatni raz doceniłeś swoich rodziców, pytając ich o radę lub prosząc o pomoc tak, by poczuli się ważni w twoim życiu? Zmiana zaczyna się od nas samych.
Według wszelkich prognoz – osób starszych na świecie z każdą dekadą będzie przybywać. Będziemy żyli dłużej i – najpewniej – zdrowiej – to dobre wieści! Grozi nam jednak coraz większe osamotnienie i zagubienie w szybko zmieniającej się rzeczywistości. I to jest realne wyzwanie, na które trzeba znaleźć adekwatną odpowiedź. Najlepiej mądrą, czyli Bożą 🙂
Gdyby z tych 7 miliardów ludzi nawróciło się choć 10% to koniec tego pogańskiego świata mógłby być dziś.